Dzisiejszy wpis będzie troszkę inny od pozostałych :) Oczywiście nowa sesja również się pojawi, ale na końcu. Chciałabym zacząć od małego throwbacku, który dla mnie jest wyznacznikiem postępu, jaki zrobiłam w fotografii :)
Z Natalią znamy się od wczesnego gimnazjum i zaczęłyśmy robić sobie piękne foteczki już w 2008 roku, kiedy ja jeszcze zarzekałam się, że nigdy nie zajmę się fotografią. Bardzo były twórcze i cudowne, robione moją cyfrówką. Nat była wtedy modelką z pierwszych stron gazet, a ja fotografem z niezwykłym artystycznym zacięciem.
Gdy w 2010 roku udało mi się kupić pierwszy aparat, moje kroki od razu skierowałam do Zielonki. Niby nie była to „sesja z prawdziwego zdarzenia”, ale jakie efekty takiego spotkania… :)
Pamiętam, jak się starałam, ile miałam pomysłów, jadąc do Natalii :) Byłam podekscytowana i uważałam, że zrobiłyśmy super zdjęcia!
No a powodem, dla którego w ogóle wrzucam te zdjęciowe wspomnienia, była nasza zimowa sesja sprzed dokładnie 5 lat. 6 stycznia 2011 wraz z koleżanką, po raz kolejny przyjechałyśmy do Zielonki, by zrobić pierwszą naprawdę poważną sesję pt. „Królowa śniegu”. Doskonale pamiętam tamten dzień, mój mandat w KMce, zimno, świeży śnieg i Natalkę w cienkiej sukienusi.
Ja byłam tymi zdjęciami zachwycona i do tej pory nie mogę pojąć, dlaczego :D Pamiętam, jak Natalia wrzuciła zdjęcia na grono i spotkały nas hejty, że słabe zdjęcia, a ja się bardzo denerwowałam :( Btw te zdjęcia są w folderze „edit”, co oznacza, że niegdyś je obrobiłam, ale nie bardzo wiem, co dokładnie w nich zmieniałam.
Później zaczęłam już swoją fotograficzną „karierę” pełną parą i kolejny raz odwiedziłam Natalię w sierpniu 2011. Miałam konkretny pomysł na zdjęcia w wannie, który może i mógł się udać, gdyby nie to, że… tutaj w sumie można podstawić wszystko :D
Mało światła, słaba obróbka, mieszanie Jacka Danielsa z Malibu, mhmm… :D ta pierwsza próba robienia zdjęć w wannie okazała się takim nieporozumieniem, że na długo obrzydziła mi ten motyw. Ważne, że Nat była zadowolona :D
Kolejna sesja odbyła się wkrótce, bo już na początku września. Zupełnie nie pamiętam, dlaczego robiłyśmy te zdjęcia, ale Natalia chyba chciała poderwać jakiegoś rapera :D Tak czy inaczej zależało jej na zdjęciach, więc przyjechała do mnie na Bielany, gdzie zrobiłyśmy taką oto niezwykłą sesję:
Trzeba przyznać, że wtedy osiągnięciem było dla mnie zrobienie ostrego, nieporuszonego zdjęcia w ruchu, więc był to pewien sukces… natomiast nie wiem, jak można zrobić dokładnie 372 zdjęcia w bluzie nad stawem XD
Niestety rok 2012 to jakaś wielka czarna dziura i żadna z nas nie potrafi określić, co się wtedy stało i dlaczego nie zrobiłyśmy żadnego zdjęcia. Potem spotkałyśmy się w sierpniu 2013 i nie było już tak zabawnie, bo zaczęłam robić całkiem spoko zdjęcia :(
Swoją drogą, ta sesja na Świętokrzyskim była jedyną, której nie zrobiłyśmy ani w Zielonce u Nat, ani u mnie na Bielanach :D Takie jesteśmy leniwe.
Potem już zupełnie niezabawna sesja na początku 2014 roku, gdy Natalia chciała sportowe zdjęcia :)
Mamy jakieś zamiłowanie do robienia zdjęć w styczniu, kiedy jest najzimniej, najciemniej i najbrzydziej na sesje :D
Kolejne zdjęcia zrobiłam Natalii nad morzem, gdy przyjechałam ją odwiedzić do Gdańska w czerwcu 2014. Miałam wtedy super plany na sesje, ale to były moje pierwsze zdjęcia nad morzem – nie przypuszczałam, że będzie tak zimno, wietrznie i nieprzyjemnie, w dodatku strasznie bolała mnie głowa i byłam bardzo zmęczona.
Na tym niestety kończą się zdjęciowe wspomnienia :) Doświadczenie z tych sesji jest dla mnie wyjątkowo cenne, bo widzę, jak zmieniały się nie tylko moje umiejętności, ale bardziej styl, który sobie wypracowałam. To 6 lat zdjęć, prawie rok w rok, a jednak z Natalią moje podejście zawsze było podobne, nigdy nie było spin, nie wiadomo jakiego planowania, kombinowania. Zawsze były to dość proste, szybkie zdjęcia i takie najlepiej odzwierciedlają rzeczywistość.
Z naszej przedwczorajszej (trochę rocznicowej :)) sesji jestem naprawdę bardzo zadowolona. Plany były zupełnie inne, ale z Nat często tak mamy :D Najpierw chciałyśmy focić w pięknej, różowej sukience, którą dostałam od przyjaciółki, jednak nadeszły te silne mrozy i zrezygnowałyśmy. Miałam więc przyjechać do Zielonki i zrobić Natalii kilka portretów w domu. Jednak od rana grzało piękne, styczniowe słońce i mimo -16 stopni na termometrze zapragnęłam robić plener. Napisałam więc do Natalii, że przyjeżdżam po nią autem i jedziemy na Glinianki, a że jest zimno, to robimy foty w futrze. Na szczęście zbytnio się nie opierała :D
Byłam zachwycona zamarzniętymi Glinkami, oszronionymi roślinami, delikatnym słońcem. To uwielbiam w zimie, że nawet o 12:00 słońce jest idealne do zdjęć! Takie ujęcia w lecie mogłabym zrobić najwcześniej o 17:00, a w styczniu nie trzeba na nic czekać i się przejmować. Weszłyśmy na zamarznięte jezioro i zrobiłyśmy kilka zdjęć, które bardzo przypadły mi do gustu, bo uwielbiam takie światło <3
Potem wróciłyśmy do Natalii zagrzać się przy kominku, wypić pyszną kawę i zrobić jeszcze parę zdjęć – znowu moich ukochanych, przez szybkę :)
Mimo że bez wątpienia zrobimy z Natalią jeszcze niejedną sesję, to ta przedwczorajsza moim zdaniem świetnie podsumowuje naszą współpracę od tylu lat. Natalka niezmiennie: zawsze na zawołanie, gotowa, punktualna, przygotowana, odporna na zimno, uśmiechnięta. Ja natomiast: zamiast 400 zdjęć – 95 (w tym 15 dobrych, do obróbki), zamiast 2 godzin na sesji – 20 minut, zamiast kombinowania, ustawiania rekwizytów – kilka prostych ujęć, na które po prostu miło się patrzy. I moje ulubione ujęcia – ze słońcem w tle oraz przez szybę, delikatne, subtelne. Obróbka jednorodna, a nie każde zdjęcie z innej parafii. Moim zdaniem dobra „koronacja” tych wszystkich naszych sesji :)
Dziękuję Ci bardzo za każdą! <3
Piękne kolory tych nowych! :) A na świętokrzyskim – śliczna seria!!!
PolubieniePolubienie
Piękna jest ta zimowa sesja! Widać jak wiele się nauczyłaś przez te 6 lat! To oznacza, że jest jeszcze promyk nadziei dla takiego fotoziutka jak ja :)) bo chcieć to móc, tylko popracować trochę trzeba :)
PolubieniePolubienie
ja po sobie widzę, że przede wszystkim ważna jest pokora :) najgorszym i najmniej dla mnie konstruktywnym czasem był okres mniej więcej od września 2011 do marca 2013 – myślałam, że pozjadałam wszystkie rozumy i niczego już się nie nauczę:p na szczęście szkoła trochę mnie „spiłowała” :)
PolubieniePolubienie
Piękna sesja w futrze.
PolubieniePolubienie